Parada różności czyli Tokyo Disnayland

dnia

Plan mieliśmy ambitny … wstaliśmy rano, spakowaliśmy plecaki, wyznaczyliśmy trasę, stanęliśmy na przystanku … po czym zwialiśmy do Disneylandu!
Poprzedniego wieczora uświadomiliśmy sobie coś bardzo ważnego. Nocowaliśmy „blisko” Tokijskiego Disneylandu! Oczywiście stwierdzenie blisko w realiach miasta takiego jak „Tokio”, mieściło się w granicach pół godzinnej przejażdżki, ale to wciąż był całkiem niezły czas. Spontan wziął górę nad rozpisanymi planami i już wkrótce przyklejałam twarz do szyby pociągu, wypatrując zamku śpiącej królewny. Nie ważne ile masz lat, marzenia z dzieciństwa warto spełniać!
Bajtlem będąc marzyłam o spędzeniu całego bajkowego dnia w Disneylandzie. Wprawdzie zawsze myślałam, że moim pierwszym i jedynym parkiem Disneya będzie ten pod Paryżem, ale Tokijski jako zastępstwo, także zaliczał się do realizacji punktu z „bucketlisty”.
Disneyland był drugą pod względem drożyzny zachcianką w Japonii. Bilet dla jednej dorosłej osoby wyniósł nas 6900 jenów. Był to tak zwany 1-day passport, ale można było kupić bilet wstępu na 4 dni. Początkowo zastanawiał się, po co komu dzień w dzień przychodzić do Disneylandu, ale pod koniec dnia, zagadka przestała być tajemnicą. Tuż obok disneylandu stał ogromny hotel w iście bajkowym stylu, ale cen za nocleg nie znam i nie jestem pewna czy chciałabym to wiedzieć ;).
Tokyo Disneyland był pierwszym parkiem Disneya otwartym poza USA i liczy sobie już 33 lata. Disneyland jest zarazem duży i mały. Gdyby przejść go spacerkiem bez zatrzymywania się może się okazać, że zajmie nam to nie więcej niż kilkanaście minut, ale jak to w parkach rozrywki bywa, wszędzie należało się zatrzymać!
Po przejściu bramek, gdzie mijaliśmy tłum rozentuzjazmowanych Japończyków z kapeluszami w kształcie uszu Myszki Miki, moim oczom ukazało się ogromne wejście zapraszające do krainy fantazji. Wszytko ozdobione w motywy dyniowo – halloweenowe, ponieważ akurat w tym okresie trafiliśmy do Disneylandu.

DSC_0240
Witam w Disneylandzie!
DSC_0255
Znak nad wejściem musi być

Jak dzieciak chciałam wchłonąć każdą wystawę, każdą kostkę brukową, każdy kolorowy balonik, gdy przechodziłam przez aleję zakupową wprost w kierunku już dostrzegalnego w oddaleniu zamku śpiącej królewny.

DSC_0260

Akurat przez park, przechodziła parada i gotowa byłam wejść na głowy wszystkich Japończyków, aby ją zobaczyć! Gdy tak teraz o tym myślę, doceniam Disneya, jako przedsiębiorcę. To wszystko zostało przemyślane tak, aby wydobyć z odwiedzającego nie tylko pieniądze, ale zrobić to tak, aby się z tego cieszył. Wnętrza sklepów, stroje sprzedawców, panujący tutaj klimat, nawet obietnica dotarcia do zamku, który staje się osiągalny, ale wciąż musimy dotrzeć do niego przez niezliczone atrakcje.
Zaczęliśmy od odwiedzenia pieczary Piratów z Karaibów. Była to przejażdżka wodna w łodzi, przez tunel, w którym słuchasz opowieści piratów z Karaibów. Genialne zrealizowane widowisko dopieszczone w każdym calu. Ogromne makiety pełne poruszających się manekinów, pijących, tańczących, strzelających z pistoletów… Absolutnie każda postać uczestniczyła w scenie. Był obecny także sam … Jack Sparrow! Ciemno tam było, że oko wykol więc pozostają mi tylko niesamowite wspomnienia i jedno zdjęcie.

DSC_0274
Zestarzał się na zbieraniu golda w MMO

Japończycy układnie kłaniali nam się przy wejściu i przy wyjściu z atrakcji, bardzo uważnie pilnowali wszelkich względów bezpieczeństwa, choć w większości tych atrakcji naprawdę trudno byłoby sobie zrobić krzywdę.
Potem wybraliśmy się na „Jungle Cruise”, który wydawał nam się ciekawy. W rzeczywistości był to kurs po rzece wzdłuż „dżungli” i polegał na podziwianiu kolejnych stworzonych małych scenek rodzajowych z udziałem sztucznych słoni taplających się w wodzie i przy bardzo, bardzo, bardzo ekspresyjnym opowiadaniu przewodnika, o mijanych atrakcjach.

DSC_0287

DSC_0290

Mój japoński pozwolił mi jedynie wychwycić niektóre frazy, ale muszę przyznać, że mimika jego twarzy była niesamowita jak na Japończyka.
Po zakończeniu kursu ruszyliśmy krokiem młodej japonki w astronomicznie wysokich butach jak na park rozrywki i trafiliśmy na … nieco przerażające widowisko z Stichem w roli głównej.

DSC_0312
Disneyland i widoczki

Stich jest tu niezwykle popularną postacią, choć z tego, co mi wiadomo w USA, nie zaliczył aż tylu fanów. Dlaczego wcześniej wspomniałam o „przerażającym” widowisku? Wyobraźcie sobie śpiewające storczyki nagle zwisające ci nad głową, wypchane sztuczne ptaki i na koniec Sticha wielkości dorosłego człowieka wyskakującego z bębna na środku, a to wszytko w oświetleniu od dołu, zupełnie jak, wtedy kiedy opowiada się historię o duchach młodszemu rodzeństwu pod kołdrą. Moje dziwne odczucia potwierdziły płaczące w głębi sali dzieci. W sumie też bym ryczała, gdyby ktoś mi zawiesił nad głową kłapiący paszcza kwiat storczyka w półmroku w wieku, gdy wszystko bierze się jeszcze na serio.

DSC_0321
Kto się nie boi Sticha?

Nieco wystraszeni podreptaliśmy do zamku śpiącej królewny, aby za przykładem Japończyków zrobić sobie kilka fotek na tle zamku. Skoro wszedłeś między wrony…

DSC_0430

DSC_0345
Japońskie trojaczki – częsta tendencja.

DSC_0346

Kolejny plus to parady. Kwintesencja amerykańskiego stylu i japońskiej praktyczności. Gdy zbliżała się parada, Japończycy grzecznie siadali wokół trasy parady i czekali. Stali dopiero ludzi w oddaleniu, podczas gdy osoby najbliżej zawsze siedziały. Nikt nie wyrywał się, aby komukolwiek zasłaniać, machając aparatami.

DSC_0335
Siedzimy i czekamy

Udało się zobaczyć dwie – Happines is here oraz specjalną z okazji Halloween, oraz fragment wieczornej parady z oświetlonymi powozami. Happines is Here jest paradą z okazji 30-lecia Disnaylandów i ma niezwykle zarażającą mózg piosenkę. Parada pełna kolorowych postaci krąży po parku, a Japończycy na kuckach pilnują jej przebiegu. Absolutne szaleństwo kolorów, postaci i kreacji dla tancerek, które przebiegały między kolejnymi powozami. Moimi faworytkami zostały tancerki do powozu Alladyna.

DSC_0381
Prawda, że ładne?

DSC_0382

DSC_0385
Roszpunka
DSC_0394
Moja ulubienica – Dzwoneczek.

DSC_0389

DSC_0413
Japończycy w przykucu kontroli

DSC_0420

DSC_0388

DSC_0374
Kobieta-meduza

DSC_0358

DSC_0451

DSC_0401

DSC_0363

DSC_0416

DSC_0461

DSC_0452

DSC_0515

DSC_0511
Niesamowita ilość pracy przy stworzeniu takiej platformy

DSC_0504

Wszechobecne sklepy dość skutecznie skłaniały do sięgania po sakiewki. W parku był zastosowany bardzo ciekawy system rezerwacji atrakcji. Gdy dotarliśmy do parku o 10.00 na „zaliczenie” atrakcji przyszło nam czekać około 10 minut, jednak z każdą kolejną godzinę otwarcia czas oczekiwania wydłużał się w nieskończoność. W odwiedzonych dotychczas parkach gloryfikowany był w odczuciu bardzo niesprawiedliwy system, który pozwalał korzystać w przyśpieszonym trybie tym osobom, które dopłaciły do klasycznego biletu. Wkurzające jak diabli. W Tokio rozwiązano to w nieco inny sposób. Czy lepszy? Nie wiem, ale na pewno nie czułam się jak „ta biedniejsza”. Przy każdej atrakcji można było „zarezerwować” sobie tzw. przyśpieszone wejście. Ograniczeniem był fakt, że można było tego dokonać raz na dwie godziny, na standardowo zakupiony bilet, a samej rezerwacji dokonywałeś z kolei na (mniej więcej ) dwie godziny na przód. W praktyce o 10.00 rezerwowałeś kolejkę na 12.00 i po jej zaliczeniu biegłeś rezerwować, znów kolejną atrakcję. Genialne, jeśli masz kilkudniowy bilet wstępu, bo pozwoli to na zobaczenie wszystkiego. Jeśli masz jednodniowy bilet wstępu, nie masz szans na zobaczenie wszystkiego.

DSC_0442
Statek z kursu Finna

Nad tym faktem także ubolewaliśmy, bo pomimo wyczerpującego całodniowego maratonu po wszystkim co się dało zobaczyliśmy zaledwie „ułamek” tego, co było do zobaczenia. Bardzo wiele atrakcji ominęliśmy, gdy zobaczyliśmy kolei, a do innych nie mieliśmy już czasu rezerwować. Jednocześnie nikt nie musiał dopłacać do biletu, aby być lepiej traktowany.
Była też kolejka górska, niewysoka jak na moje lękowe standardy i nieco rozczarowujący „dom strachów”. Po domku z głową Jacka z Nightmare Before Christmas oczekiwałam iście Burtonowskiego poczucia humoru i grozy. Wewnątrz czekał nas nieco nudnawy przejazd przez ogromny musical w stylu filmu.

DSC_0433
Domek strachów

DSC_0497

DSC_0498

DSC_0338

Opuściliśmy Disneyland już po zmroku, ale muszę przyznać, że wróciłabym tam jeszcze raz i drugi trzeci. W sumie dzieciak jestem i chyba już zostanę… 😉

DSC_0482

DSC_0489

DSC_0525

Dodaj komentarz